Moja historia startów w Cracovia Maraton zaczęła się niespodziewanie, może nawet przez przypadek. W piątkowe popołudnie w 2002 roku, spacerując w okolicach ul. Piłsudskiego zauważyłem reklamę I Cracovia Maraton, który miał odbyć się już następnego dnia w sobotę. Wtedy zaświtał pomysł, czemu nie spróbować. Bawiłem się trochę w lekkoatletykę, kiedyś biegałem biegi średnie, więc coś tam w nogach miałem. Zapisać się na maraton zdążyłem, ale z przygotowaniami do niego już było gorzej.
I tak, na świeżości wystartowałem w pierwszym w życiu maratonie. Do dziś go pamiętam, dobra pogoda, super atmosfera, kameralna obsada, ludzie na ulicach, dla których takie biegi uliczne były nowością, częstujący napojami i przekąskami. I oczywiście pamiętam 30. kilometr, kiedy to nogi powiedziały twardo „nie”. I tu w głowie przypomniałem sobie reklamę, gdzie stewardesa w samolocie ma nogi z kamienia, którymi nie może ruszyć. Taki przejaskrawiony obraz z reklamy wydawał się nierealny, a tu proszę – moje nogi są dosłownie jak z kamienia (może reklama nie zawsze kłamie :-)). Resztę maratonu przeszedłem uroczymi uliczkami w Krakowie w miłym towarzystwie. Pierwsze koty za płoty. :-) A potem to już poszło. I tak zostało do dziś.

Teraz udział w corocznym Cracovia Maraton jest obowiązkowym punktem w moim kalendarzu. Dzięki niemu w okresie zimowym (i nie tylko) mobilizuję się do systematycznego ruchu na świeżym powietrzu, utrzymywania formy, kondycji i sprawności. Ma to magiczne przełożenie na zdrowie, witalność i codzienną radość z życia. Kto biega, ten wie.

Nieodzownym elementem życia sportowca są kontuzje, które potrafią zburzyć subtelny plan przygotowań. Sam doświadczyłem kilka takich przypadków, ale za każdym razem, zdrowy czy kontuzjowany, meldowałem się na starcie Cracovia Maraton. Magiczna siła Cracovia Maraton działa.

Z ciekawych doświadczeń – raz przed maratonem rozchorowałem się trochę bardziej i niestety antybiotyk był niezbędny. Do maratonu wykurowałem się, stanąłem na starcie. Start na Rynku Głównym, zacząłem spokojnie i jeszcze nie wybiegłem z ul. Grodzkiej, a już dopadło mnie takie zmęczenie i osłabienie, że musiałem zwolnić. A był to 1. kilometr. :-) Widać moc antybiotyków tu pomoże, tam zaszkodzi. :-)

Cracovia Maraton przeplata się też z rodzinnym wydarzeniami. Jednym z takich były narodziny syna na 2 dni przed maratonem. Ledwo skończyłem maraton, a już biegłem dalej do szpitala w odwiedziny. Mój wygląd zdziwił nie tylko rodzinę, ale i personel medyczny. Słowo wyjaśnienia, prezentacja medalu z maratonu i zdziwienie zamieniło się w podziw. Syn do dzisiaj jest moim zapalonym kibicem – może kiedyś pójdzie w ślady taty i zostanie maratończykiem.

Na koniec dodam, że jestem mieszkańcem Krakowa i kogo tylko mogę zapraszam do udziału w Cracovia Maraton, oferując wikt i opierunek oraz niezapomniane przeżycia przed, podczas i po maratonie. Każdy Cracovia Maraton to nie tylko uczta dla ciała i ducha, ale również wspaniała atmosfera i otoczka zawodów. Cracovia Maraton to również miejsce spotkań ze znajomymi, z tymi z Krakowa i tymi, których los rozrzucił po Polsce i nie tylko. I co jest piękne, to że nie musimy ustalać terminu spotkania, wszyscy wiemy gdzie i kiedy się spotykamy. A spotykamy się na kolejnym Cracovia Maraton!

Do zobaczenia na trasie Cracovia Maraton (w miejscu i terminie każdemu dobrze znanym).

Marek Krupiński

Image 4034