Osobista historia w Cracovia Maraton
Początki
Pierwszy krakowski maraton miał miejsce w trakcie moich studiów. Trzy lata wcześniej rozpocząłem swoją przygodę z maratonami i ultramaratonami, startując 5-6 razy w roku. Po przeprowadzce do Krakowa długo nie mogłem zrozumieć dlaczego to miasto nie ma swojego maratonu. Na szczęście zmieniło się to już niebawem w 2002 roku. Wtedy to mogłem przekonać się, jak to jest biegać przy dopingu znajomych osób na trasie. Naturalną konsekwencją startowania w Krakowie było zmotywowanie niektórych studentów z roku do wzięcia udziału w kolejnych edycjach biegu.
Stabilizacja
Po studiach przyszedł czas na założenie rodziny. Liczba przebiegniętych kilometrów w roku spadła, ale ze startu w Cracovia Maraton nie rezygnowałem. Początkowo ów maraton odbywał się na początku maja, dlatego istniało realne niebezpieczeństwo opuszczenia biegu z powodu nałożenia się terminu maratonu i I komunii świętej mojego dziecka. Na szczęście zdecydowano o przeniesieniu biegu na kwiecień i oba terminy się rozminęły.
Od samego początku w startach nie interesowała mnie rywalizacja z innymi biegaczami. Często biegałem bez zegarka. Podczas treningów i zawodów skupiałem się na sobie – doznaniach z ciała (na swój własny sposób medytowałem). Rekordy pobijałem przy okazji, zależnie od kondycji. Zauważyłem, że zmieniają się one według pewnej prawidłowości: im cięższe warunki atmosferyczne, tym lepszy wynik. W I maratonie krakowskim pobiłem swój dotychczasowy rekord (3:22:12), który tego roku poprawiałem jeszcze trzy razy, osiągając czas: 3:09:07. Zresztą w tym pamiętnym roku przebiegłem 11 maratonów i jedną setkę (mój najlepszy czas na 100 km – 10:07:10).
Po kilku kolejnych latach potrzebowałem nowej motywacji. Za namową kolegi w maratonie krakowskim wystartowałem z koszulką Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych – Ognisko. I to był strzał w dziesiątkę. Starty przybrały nowy wymiar. Rok później rozpocząłem swoją wieloletnią przygodę z bieganiem z chorągwią Wolnego Tybetu. Początkowo był to symbol przypięty do mojej koszulki, następnie mała chorągiewka, by w końcu stać się pełnowymiarową flagą. Rok temu z powodów oczywistych zamieniłem ją na symbol Ukrainy. Ogromne było moje zdziwienie, gdy podczas biegu inni startujący dzielili się ze mną spostrzeżeniem dotyczącym zmiany sztandaru. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak ważny był to gest również dla innych osób.
Plany
Aktualnie bardzo mało startuję, ale nadal dużo biegam, zarówno po leśnych ścieżkach, jak i nawierzchni utwardzonej (ścieżkach rowerowych), łącząc pasję do biegania z morsowaniem (zimą). W najbliższym czasie mam w planach po raz kolejny przebiec się dookoła Tatr (200 km), gdyż próba podjęta w 2022 r. zakończyła się po 100 km niepowodzeniem oraz zmierzyć się z górskimi szlakami długodystansowymi.
Najwięcej radości przynoszą mi tzw. biegi eksploracyjne, podczas których poznaję nieznane mi zakątki. I myślę, że długo jeszcze będę w ten sposób odkrywać świat, gdyż to, co w trakcie i po biegu wyprawiają w moim organizmie endorfinki jest boskie.
Patryk Gramont