Przygotowanie mentalne do sprawdzianu formy – stając na starcie biegu, jak wzmocnić wiarę we własne siły, by osiągnąć dyspozycję dnia

Przygotowanie mentalne także wymaga treningu, a żeby było skuteczne, wymaga rozłożenia w czasie. Sama niedawno stanęłam na starcie mojego kolejnego, lecz pierwszego po pandemicznej przerwie, półmaratonu, a dziś postaram się Was ukierunkować, na co zwrócić uwagę, czego unikać… Ja – ta, która mentalnie przegrała, ale co najważniejsze, także wygrała niejeden bieg.

Kiedy do startu sezonu jest jeszcze dużo czasu myślimy tylko o tym, by jak najlepiej się do niego przygotować. Mamy określony cel, rozpisane treningi i tak na prawdę zostaje nam „tylko” wykonywać poszczególne jednostki i odliczać dni. Cały proces przygotowania wydaje się być pod najlepszą kontrolą aż do czasu, gdy nasz start zaczyna być coraz bardziej namacalny. Już nie będzie to pół roku, czy trzy miesiące, tylko 4 tygodnie, 3, 2… Zaczyna pojawiać się przedstartowy stres, co jest jak najbardziej normalnym zjawiskiem. Jednak to, czy nad nim zapanujemy jest nie raz kluczem do tego, czy nasz start zakończy się powodzeniem.

Zadanie wydaje się dość proste: trenuję do konkretnych zawodów, staję na linii startu, wykonuję rozpisane założenia, meta i do domu. Tak, by było, gdyby człowiek był maszyną, a całe szczęście – nie jest! Nie od dziś wiadomo, że przysłowiową „głową” możemy tak samo wiele zyskać co stracić. Sfera mentalna, bo o niej mowa, żeby była naszym sprzymierzeńcem, a przynajmniej nie przeszkadzała, także wymaga treningu. A jeśli wymaga treningu, tzn., że to proces rozłożony w czasie i wymaga podjęcia działań dużo wcześniej, niż na kilka dni przed docelowym startem.

Co mogę zrobić?

Pracuj nad pewnością siebie. Nikt się z nią nie urodził, nawet Allyson Felix czy Rafa Nadal. Sposobów na to, by być świadomym i pewnym siebie i swoich umiejętności jest wiele. Możesz np. budować ją na codziennych treningach, traktując je jako konkretne zadania do wykonania – każde, które odkreślisz z planu będzie Twoją cegiełką. Możesz też stworzyć sobie przedstartowe rytuały, coś co przeszło przez proces i w tym ważnym dniu startu doda Ci spokoju i pewności siebie. Możesz także podczas treningów, ale nie tylko, wizualizować sobie sam start, czy jak wbiegasz na metę – Twoja głowa będzie to już znała i ze strony mentalnej będziesz z tym oswojony.

Kiedy dzień startu jest już na tyle blisko, że myślisz już o podróży i wszystkim, co związane z logistyką i dotarciem na miejsce… to bardzo dobry kierunek! Skup się na tym. Zrób listę zadań „to do”, które pozwolą Ci znaleźć się na starcie, przemyśl co spakować, co zjesz na śniadanie, gdzie i kiedy odebrać pakiet startowy, przygotuj strój na bieg itp. Konkretne zadania, a każde z nich odhaczone z listy to plus 10 do mocy, spokoju i… pewności siebie.

A jeśli do wielkiego dnia zostało tylko kilka dni?

Wtedy możesz skupić się tylko na tym co TU i TERAZ. Wszystko co mogłeś zrobić i na co miałeś wpływ w procesie przygotowania do tego dnia już zrobiłeś. Czy wykorzystałeś ten czas dobrze? Czy coś można było zrobić lepiej? Coś nie zdało relacji? Na takie rozważania i analizę przyjdzie czas PO starcie, a na te kilka chwil przed nie dość, że nic pozytywnego nie dadzą to jeszcze podbiją i tak już obecny stres.

W tym czasie postaraj się skupić na tym, by uspokoić myśli. Możesz próbować je całkiem oderwać od tematu, np. oglądając filmy czy spotykając się ze znajomymi, a możesz oswajać się z tematem i podbijać motywację czytając książki, słuchając podcastów czy motywujących piosenek.

Pamiętam jak dziś, gdy tydzień przed listopadowym biegiem maratońskim w Krakowie było we mnie tyle emocji związanych z dniem startu, że nie do końca umiałam sobie z nimi poradzić. Z jednej strony czułam spokój, z drugiej, euforię, a z trzeciej niepewność – mieszanka wybuchowa nie raz doprowadziła mnie wtedy do łez. Był to dla mnie ważny bieg pod wieloma względami, a na dodatek dwa dni przed godziną zero okazało się, że wydarzenie w tradycyjnej formule zostało dowołane, a ja, jeśli chcę, to mogę pobiec wirtualnie… Maraton. Sama. Wirtualnie. Maraton.

Tym co wtedy uratowało moją głowę był podcast Darii Abramowicz, psycholog sportu, pt. „Mistrzostwo zaczyna się w głowie”. Poniekąd opowiadała w nim o pracy, którą wykonuje na co dzień ze swoją zawodniczką Igą Świątek (wtedy świeżo upieczoną Mistrzynią French Open), ale, co ciekawe, jej imię nie padło w nagraniu ani raz, przez co nie była to ukierunkowana opowieść o podejmowanych działaniach, a każdy kto go słuchał mógł wyciągnąć coś dla siebie. 55 minut pełnych spokoju, wiedzy i doświadczenia słów, z których ja wyciągnęłam jedno, ale najważniejsze wtedy dla mnie zdanie: że jeśli trenujesz, by osiągnąć jakiś wynik, jeśli on jest Twoim celem, to musisz być gotowy, by go osiągnąć; nie może on Cię stresować i wzbudzać lęku, musisz wyjść mu naprzeciw… być gotowym. To było moje koło ratunkowe. Kiedy dowiedziałam się, że mój rzeczywisty start został odwołany i jeśli chcę, to mogę pobiec wirtualnie, nie zastanawiałam się ani chwili. Wiedziałam, że jestem gotowa, że muszę stanąć na linii startu i pobiec (Dla zainteresowanych – linki do podcastu, a także relacji z owego maratonu wklejam na samym dole :) ).

Na podsumowanie i zakończenie Ameryki nie odkryję, ale powiem to głośno: bieganie dla nas, amatorów, dla których sport jest dodatkiem do codzienności, zawsze powinno być radością. Wiadomo, że jak nam na czymś bardzo zależy to w grę wchodzą emocje, ale jestem pewna, że każdy daje z siebie tyle ile na daną chwilę jest w stanie. I na treningach i na zawodach. A cyferki? Każdy ma swoje. I raz, że wynik jest niczym innym jak skutkiem ubocznym pracy, którą wykonaliśmy, a dwa, że nie zawsze będzie on przełożeniem w stosunku 1:1, bo zmiennych, które są od nas niezależne, jest wiele. Więc głęboki wdech, uśmiech i #DajSiePoniesc ! 3… 2… 1… START!

Podcast Jarosław Kuźniar & Daria Abramowicz Wygrana zaczyna się w głowie

Relacja z Biegu maratońskiego 8.11.2020 r. w ramach PZU Cracovia Maraton pod hasłem to-ge(t)-ther(e):
Cracovia Maraton 2020, czyli wirtualnie, ale to-ge(t)-ther(e) - część 1
Cracovia Maraton 2020, czyli wirtualnie, ale to-ge(t)-ther(e) - część 2