Treningowe wymówki – jak sobie z nimi poradzić?
„Ale mi się dzisiaj nie chce” – to chyba częste myśli, szczególnie jesienią, gdy deszcz, chłód oraz krótsze dni skutecznie odciągają nas od treningów. Każdy ma słabszy dzień, ale czy to powód, żeby nie wyjść na trening? Niekoniecznie! Przybliżę Wam w jaki sposób ja sam próbuję poradzić sobie z wymówkami przed treningiem.
Fot. Piotr Kucza
Zacznę od tego, że czasami warto odpuścić! Myślę, że ostatnie ponad 2 lata u wielu osób pokazały, że MUSZĘ nie zawsze znaczy dobrze. W ostatnim czasie bieganie mocno się przewartościowało. Nasze podejście jest luźniejsze, stawiamy bardziej na zdrowie fizyczne, jak i psychiczne. I właśnie to szeroko pojęte zdrowie powinno być pierwszym czynnikiem, po którym decydujemy czy wychodzimy na trening, czy nie. Jeśli jest z nami w porządku pod względem głowy oraz ciała – nie ma wymówek ;)
Pamiętajmy, że nasilająca się dniami czy tygodniami niechęć do treningów może być objawem przetrenowania. A to już poważna sprawa, bo może nas wyeliminować na dłużej.
Fot. Andy Astfalck
1. Nie chce mi się, więc zabieram na treningi słuchawki, podpinam je do zegarka albo telefonu i włączam muzykę lub podcasty. Mam swoje playlisty, po których odpaleniu mam problem z wolnym tempem. Muzyka bardzo dobrze wpływa na „samopoczucie biegowe”, niesie i pozwala zapomnieć, że czasami jest ciężko. Byle nie słuchać za głośno. Pamiętajmy o własnym bezpieczeństwie – dobrze słyszeć co się dzieje dookoła.
2. Nie chce mi się, więc myślę o moich rywalach. Oni teraz zasuwają na treningach i jest duże prawdopodobieństwo, że przegram z nimi o ten jeden trening! Jest wiele sytuacji na finiszu, że walczymy do ostatniej sekundy z rywalami i wpadamy na metę „na żyletki”. To właśnie ten 1 trening więcej… Dlatego mam swoją listę osób, z którymi chciałbym kiedyś stanąć wspólnie na starcie i się zmierzyć. A czy uda się ich pokonać? Ten jeden trening więcej…
3. Nie chce mi się, więc wizualizuję siebie na mecie biegu, do którego się przygotowuję. I widzę siebie w dobrej formie, spełnionego, zadowolonego z efektu przygotowań. Nie osiągnę tego, jeśli dzisiaj odpuszczę. Wiem, że kluczowa jest regularność i systematyczność. Zaburzę rytm treningowy, który jest logiczną układanką. Potem może braknąć czasu, aby nadrobić zaległości.
4. Nie chce mi się, więc jak zrobię ten trening dam sobie nagrodę. Czy to będzie godzina ekstra na konsoli, czy piwko 0%, czy jakaś przekąska – w końcu spalę dodatkowe kalorie. Coś za coś, czemu nie ;) Warto się nagradzać, szczególnie, jak było ciężko.
5. Nie chce mi się, więc umówię się z kolegą/koleżanką na wspólne bieganie. Nic tak nie motywuje, jak wspólne bieganie. Bardzo często miewam tak, że na wspólnym treningu mam lepsze samopoczucie, szybsze tempo i mogę więcej. Obecność biegowego partnera może zdziałać cuda. Warto pomyśleć o tym przed trudnym treningiem, razem zawsze raźniej. Dodatkowo, super pomysłem jest dołączyć do grup biegowych, których zwykle w okolicy jest sporo. To pozwala poznać nowe osoby, z którymi możemy częściej potrenować wspólnie. A nowe znajomości to nowe możliwości i doświadczenie.
6. Nie chce mi się, więc zrobię cokolwiek! Jak leje za oknem, to zrobię kilka planków i ćwiczeń wzmacniających. Albo pojeżdżę na rowerze spinningowym/trenażerze. Chociaż podjadę na siłownię i tam na bieżni zrobię 30 minut truchtu. Chociaż rozciąganie zrobię, a wcześniej roller lub pistolet do masażu. Albo chociaż pójdę ze śmieciami i wydłużę to na kilkudziesięciominutowy spacer. Cokolwiek ;)
7. Nie chce mi się, więc zadziałam jak automat. Po prostu wstaję, przebieram się i wychodzę w butach biegowych. Mam na to 5 minut – jak najszybciej się ubrać, nie myśląc o niczym. Jak już wyjdę, nie wrócę, zrobię to, co mam zrobić. Potem sobie zwykle dziękuję i odczuwam ogromną satysfakcję. To zawsze procentuje.
8. Nie chce mi się, więc wymyślę dzisiaj inną trasę niż zwykle. Pobiegnę w przeciwnym kierunku, do miejsca w którym jeszcze nie byłem. Odkrywanie daje satysfakcję i pozwala urozmaicać nasze treningi. Schematy zostawmy na okres kiedy nam się chce.
9. Nie chce mi się, więc jak zapiszę się na zawody – będę musiał trenować ;) Bo wiadomo, że nic tak nie „zmusza” nas do treningów, jak konkretny cel. Zawsze chcemy jak najlepiej wypaść, a bez treningów o rozczarowanie łatwo. Trenowanie bez celu często jest nieregularne, więc trudno zadbać o dobrą formę. Często również bywa tak, że to nie cel nas uświęca, a właśnie droga do niego.
10. Nie chce mi się, więc pobiegam w terenie! Bieganie trailowe zawsze dostarczy dodatkowych emocji. Ciągłe patrzenie pod nogi lub ciągłe patrzenie dookoła, a najlepiej jedno i drugie, z zachowaniem bezpieczeństwa. Ten, kto raz pobiegał po górach, nie przestanie nigdy. Bieganie w terenie jest zawsze lekarstwem na lenistwo, nawet jak pogoda dokucza.
11. Nie chce mi się, więc oglądam filmy z UTMB lub innych zawodów. To zawsze nakręca, gdy zobaczymy jak inni dają z siebie wszystko. Pobudza nas do działania i wzmaga apetyt, by przeżyć to, co oni. Endorfiny zaczynają robić swoje i chcemy więcej i więcej. Mam taki zestaw, który odpalam na YouTube – zawsze działa.
12. Nie chcę mi się, więc nie idę! Jeśli już nie pójdę, a wynika to z prozaicznych powodów, zwykle mam wyrzuty sumienia. I to spore. Na drugi dzień motywacja wzrasta o 100%. Nawet nie myślę o wymówkach!
To jest 12 moich sposobów na „ucieczkę” przed treningiem. Bywają dni, kiedy wszystkie 12 nie zadziała. Bywają i takie, kiedy nie potrzebuję skorzystać z żadnego. Niektóre są już nieodłącznym elementem codziennych treningów. To wszystko zależy od dnia i naszej dyspozycji. Pamiętajmy, że najważniejsze jest jednak trenowanie tak, żeby mieć jak najwięcej radości z tego, co kochamy robić.
Fot. Ola Tomecka