Znalezienie idealnego buta – 10 rzeczy, o których musisz wiedzieć zanim wydasz jakiekolwiek pieniądze
Dobór butów do biegania to temat długi co najmniej jak Amazonka. Miliony opinii na forach, tysiące wypowiedzi na różnych grupach. Jeden mądrzejszy od drugiego, a na to wszystko nowinki, wynalazki i wyścig zbrojeń wśród producentów. Wszystko to okraszone pięknymi reklamami, w których buty biegają same! O co chodzi? Co wybrać? Przecież ja chcę tylko pobiegać! Nie jestem biegaczem wyczynowym, nie jestem nawet ambitnym amatorem (trener mnie zabije :P – ale mam swoje ambicje), jestem pospolitym biegaczem, który jak większość tej nacji: czasami gdzieś wystartuje, nie szaleje z kilometrażem, męczy się, poci, czasami powalczy o wynik, zrobi treningi czy dwa bez sensu, ma większą lub mniejszą motywację… po prostu biega i cieszy się z tego… już piąty rok.
Za chwilę dowiecie się jakie błędy popełniałem przy doborze butów i na co naprawdę warto zwrócić uwagę. Co więcej, uważam, że mogę głosić swe mądrości, bo na stopach miałem buty wielu marek sportowych… szukając właśnie tych idealnych.
Przygodę z bieganiem rozpocząłem totalnie przypadkowo, zakładając się, że przebiegnę półmaraton. Wielkie mi co! Dlatego moje pierwsze buty biegowe to również totalny przypadek…po prostu wyjąłem z szafy „jakieś” buty, nie wiedząc nawet czy to buty do biegania (później szczęśliwie okazało się, że był to odpowiedni typ obuwia). Tak na marginesie to budziłem spore zainteresowanie i zachwyt wśród innych biegaczy bo model był mocno vintage. :-)
Zrobiłem to w pełni świadomie. Nie wiedziałem jeszcze czy w ogóle mi się to spodoba i czy dalej będę chciał uganiać się samym sobą i innymi. Ważąc 92 kg byłem zagorzałym zwolennikiem teorii, że bieganie jest na pewno przereklamowane! Kompletnie nieprzygotowany zrobiłem to! Przebiegłem półmaraton… i cierpiałem.
Cierpiałem z powodu bólu kostek, kolan, tyłka, paznokci, odcisków, wyniku, zmasakrowanego ego, wszystkiego… nie bolały mnie chyba tylko uszy. W tym momencie uruchomiły się pokłady mojej ambicji i już poleciało: internety, mądre głowy, kolorowe reklamy… i druga para butów już kupiona… oczywiście zła.
I tu moja najważniejsza uwaga: jeśli zdecydujecie się na to, że będziecie biegać, że pasuje wam ten sport i czujecie, że wkręcacie się, to nie kupujcie od razu niczego co jest fajne, ładne, reklamowane, co polecił kolega lub znajomy tylko koniecznie idźcie do sensownego sklepu (najlepiej biegowego) i zbadajcie swoje stopy oraz technikę biegu. Osobiście uważam, że to najważniejsza kwestia przy doborze obuwia. Sam tego nie zrobiłem, biegałem przez półtora roku w źle dobranych butach i walczyłem z mniejszymi i większymi kontuzjami. Chciałem dużo, szybko, mocno, no bo przecież poprawić się trzeba, więc się działo!
Na co zwracamy uwagę dobierając swoje idealne buty:
- Rodzaj podbicia – czyli jakie macie podbicie: wysokie, normalne czy niskie,
- Technikę biegu – czy biegacie z pięty (większość) czy ze śródstopia (kolokwialnie mówiąc „na paluszkach),
- Typ stopy (jej charakter i biomechanika ruchu) – czyli czy stopa jest neutralna, czy może ma skłonność do pronacji lub supinacji.
Z premedytacją nie będę zagłębiał się w te trzy punkty bo po to właśnie macie udać się do sklepu i zrobić badanie. Tam wszystko wytłumaczą Wam doskonale. Jak już to zrobicie to prawie jesteście „w domu”. Zdecydowanie łatwiej będzie wtedy określić czy i jakiej potrzebujecie amortyzacji, stabilizacji i trzymania stopy. Co ważne, w większości profesjonalnych sklepów zrobią Wam takie badanie za darmo. Naprawdę warto, docenicie to za kilka lat.
Kolejne ważne aspekty przy doborze obuwia to:
- Wasza waga – 95 kilogramowy biegacz potrzebuje zupełnie innych butów niż osoba, która waży 60 kilogramów (nie chodzi o kolor, chodzi głównie o amortyzację)
- Teren po jakim biegamy a w zasadzie podłoże – biegając po asfalcie czy kostce brukowej wybierajcie buty z większą amortyzacją i stabilizacją, natomiast buty na górskie czy leśne ścieżki (mam na myśli bardziej biegi ultra czy trail) powinny mieć dodatkowo inny profil podeszwy . Oczywiście da się w uniwersalnych butach trenować na asfalcie i w lesie – sam tak biegam – ale nie odważyłbym się biegać w takich butach „po górkach”. Tak na marginesie to warto zmieniać podłoże po którym się biega, zmniejszacie wtedy ryzyko kontuzji.
- Jaki robimy kilometraż – tu temat jest prosty, jeśli nie biegamy setek kilometrów tygodniowo to nie ma potrzeby pchania się w nie wiadomo jakie technologie i rozwiązania, biegając 2-3 razy w tygodniu po kilka kilometrów wystarczą nam dobrze dobrane, zwykłe buty biegowe.
- Rozmiar – generalna i prosta zasada – wybierajcie i przymierzajcie buty „ po robocie” czyli po południu, gdy wasze stopy naturalnie są już zmęczone i obrzmiałe (tak jak to ma miejsce podczas biegania). Jedni będą mówić, że buty powinny być pół numeru za duże, inni, że powinniście mieć możliwość wsunięcia palca między pietę a zapiętek… co kraj to obyczaj. Ja uważam, że stopa powinna czuć się w bucie komfortowo i wygodnie. Powinniście mieć swobodę poruszania palcami, ale jednocześnie czuć stabilność i trzymanie. Pamiętajcie, każda stopa jest inna i inaczej się zachowuje (nawet u tego samego właściciela).
- Czas – i nie mam tu na myśli czasu na jaki chcemy pobiec dane zawody (o tym za chwilę) tylko czas od kiedy biegamy. Wydawać by się mogło, że nie ma to większego znaczenia, a jednak! Osoby, które dopiero zaczynają biegać nie powinny wybierać butów minimalistycznych o małej amortyzacji czy stabilizacji dlatego, że nasz organizm jeszcze nie w pełni zaadoptował się do nowej formy ruchu. Zwiększacie wtedy ryzyko kontuzji. Oczywiście nie jest powiedziane, że tak będzie, ale może… a po co „zniechęcać się” na samym początku? I tak będziecie wkurzać się na tempo i to, że macie wrażenie oddychania rękawkami. Pamiętam jak na swoim pierwszym treningu „umarłem” już po kilometrze (powtarzam – kilometrze!), tracąc świadomość czy i jakie buty mam na nogach.
- Czas po raz drugi – tak, tu już chodzi o czas na zawodach – ten punkt jest dla „ambitnego amatora” ze sporym doświadczeniem biegowym. Takie „typki” mają już po kilka par butów (co najmniej) i dzielą buty na treningowe (takie „na co dzień” co to w nich tłuką niesamowite ilości kilometrów) i startowe (te „na niedzielę” – bo zawody przeważnie odbywają się w niedzielę - lekkie, o mniejszej amortyzacji). Nie ma co się rozpisywać na ten temat, sami wiecie na jakim etapie jesteście i czego wam potrzeba. Jeśli biegacie „for fun” to dajcie sobie spokój ze startówkami… uwierzcie mi, dla przeciętnego biegacza pokonanie zawodów w takich butach to żaden fun. To też wiem z doświadczenia. :-)
- Kolor – tak, przechodzimy do najważniejszego aspektu, kwintesencji biegania, bo przecież wiadomo, że nie można wyglądać byle jak i że czerwone są najszybsze! ;-)
Co więcej jeszcze mogę doradzić w kwestii zakupu idealnych butów? Przymierzajcie i jeszcze raz przymierzajcie! Zobaczcie jak czuje się stopa, zakładajcie różne modele. Przejdźcie się w nich kawałek, a jeśli jest możliwość to przebiegnijcie. Często sklep ma do dyspozycji bieżnie. Nie słuchajcie opowieści, że muszą się ułożyć, że z czasem się dopasują. Jak zrobi się Wam fajowskie otarcie lub pęcherzyk na pięcie zapewniam, że nie założycie tych butów już nigdy więcej.
Gdy traficie na odpowiednie buty od razu będziecie wiedzieć czy to są „te” idealne.
Nie dajcie naciągać się na nowości! Naprawdę nie potrzebujecie butów za niebotyczne kwoty z kosmicznymi technologiami, one nie pobiegną za Was. Jeśli biegacie dla siebie i nie bijecie się o sekundy na każdym kilometrze warto kupić porządny, sprawdzony model, który ma dobre opinie. Będziecie na pewno zadowoleni! Swoją ostatnią życiówkę w półmaratonie zrobiłem w normalnych (pospolitych) butach treningowych, gdzie wcześniejszy wynik żyłowałem w najszybszych butach za „pentyliard dolarów”.
Panuje moda na robienie zakupów przez internet. Nie uważam, że to coś złego (znak czasu), ale pamiętajcie o tym, że numer numerowi nie równy. Ten sam numer w rozmiarówce jednego producenta nie oznacza, że u innego będzie identyczny. Ha! Czasami zdarza się, że u tego samego producenta numeracja jest inna w różnych modelach. Także z kilku innych powodów uważam, że warto kupować w sklepach stacjonarnych. Macie możliwość dotknięcia, założenia, sprawdzenia jakości wykonania nawet zważenia danego buta (jeśli jest to dla kogoś istotne). Czasami nawet kolor jest inny niż w necie. Porozmawiacie z kimś kto zna się na doborze obuwia, doradzi wam, nie będziecie błądzić po omacku. Sklepy specjalistyczne prowadzone są najczęściej przez takich samych wariatów i pasjonatów biegania jak Wy… co oznacza, że po prostu wspieramy się wzajemnie.
Wiem, Masajowie biegają na boso (ale od dziecka) a Cliff Yong pokonał 875 km w kaloszach (ale wychowywał się na farmie zaganiając owce nawet przez kilka dni). Oczywiście znajdą się osoby, które powiedzą Wam, że wszystko to bajki i marketing, że nie ma znaczenia w czym biegacie, że zdrowo jest biegać minimalistycznie a może nawet boso, a w ogóle po co Wam stabilizacja i wsparcie. Może i to wszystko prawda. Może? Zadajcie sobie tylko pytanie na ile te osoby są z Wami szczere, jak długo biegają, jaką mają technikę biegu, czy są takie same ja Wy, co wiecie o ich kontuzjach, czy w ogóle o nich wspominają i czy warto ryzykować zdrowie skoro bieganie ma to być dla Was przyjemnością i zabawą.
Fot. Grzegorz Świątnicki